Nasza opowieść zaczyna się w mroźny zimowy dzień. Wiatr nieprzyjemnie wywiewa ciepło spod na wpół rozpiętej kurtki. Stacja kolejowa. Miejsce spotkań i rozstań. Miejsce nadziei i pożegnań. Jednak on nie żegna się z nikim i nikt nie macha mu przyjaźnie na powitanie. Zwykły, szary dworzec. Środek dnia, niedziela. Ludzie w pośpiechu załatwiają swoje sprawy. Stoi w rozkroku, wahając się czy iść dalej. Nagle ktoś wpada na niego, uderzając go w nogę rogiem torebki. Niespodziewany cios zdaje się uruchamiać czas, który wcześniej jakby stał w miejscu. „Nic się nie stało” - powiedział i zdał sobie sprawę, że wypowiedział te słowa w swoim własnym języku, który tutaj, na tym dworcu, w ten wolny dzień, wydaje się tak obcy i sztuczny, jak to tylko możliwe. Słowa szybko zostały pochłonięte przez gwar przesuwającego się tłumu, tak jak jego poprzednie życie zostało pochłonięte przez to przejście podziemne.
Nasz bohater szybko wciągnął powietrze, jak przed skokiem do lodowatej wody i z determinacją, odważnie wkroczył w płynącą rzekę ludzi. Próbując przyzwyczaić się do szybkości ruchu, przypatrywał się nieco nerwowo otoczeniu. Łuki, kolumny, śmiejące się nastolatki, płaczące dziecko w ramionach matki. Co myśli dziewczyna, która nie odrywa oczu od horyzontu? Czy jest szczęśliwa? Chociaż jakie to ma teraz dla niego znaczenie.
Potok ludzi niósł go do wyjścia ze stacji. Przeszedł przez bramę i nagle został prawie sam. Wszyscy jakby zniknęli. Szare niebo, szare dachówki, białe taksówki. Kiedy świat stał się czarno-biały? Wiatr rozwiewał mu kurtkę, przypominając, że nie jest ubrany na taką pogodę. Ale jak wiele ze swojego życia można spakować do jednej małej walizki? Czy można zapakować do niego ciepło swojego domu? Czy można zabrać ze sobą, wraz z ciepłymi swetrami, przytulne wieczory spędzane z przyjaciółmi w promieniach zachodzącego słońca, śmiech dziecka w czasie świąt? Czy można zapakować brzmienie ojczystej mowy obok schludnie złożonych koszul?
Jeszcze raz spojrzał za siebie na stację. Wdech. Wydech.
- Nowy rozdział w życiu, pozdrawiam. Czy byłem na ciebie gotowy? Nie. Mogę zostać? Nie. Ale co jest? Czas być silnym.
Kolejny zdecydowany oddech i nasz bohater pośpieszył na postój taksówek. Krótka jazda, niewygodna rozmowa. Kierowca też nie był stąd, próbował żartować. Wyszło koślawo i niezrozumiale. Nasz bohater mruknął spięty.
I oto był. Jego nowy dom. Szary budynek z kruszącą się miejscami dachówką w dzielnicy mieszkaniowej, czterosobowy pokój. Tymczasowe schronienie, dopóki nie znajdzie się coś lepszego. W hostelu pracowniczym przywitał nas zapach mieszkania starszej pani. Nasza administratorka ma tyle kotów, że opieka nad nimi nie pozostawia jej wiele energii na sprzątanie. Wąska klatka schodowa, słabo oświetlony korytarz, mały zadymiony pokój z piętrowymi łóżkami.To miejsce tak bardzo różniło się od jego domu, wzmacniając poczucie, że jest tu obcy i że w ogóle nie jest tu mile widziany.
Dzwonek telefonu wydawał się nadmiernie głośny. To jego żona dzwoniła. Matka jego dzieci, najlepsza dziewczyna na świecie i najbliższa przyjaciółka. Nie widzieli się zaledwie od dziesięciu godzin, a teraz odległość między nimi jest dla niego jak gigantyczny ciężar, który dźwiga na swoich barkach. Mówi do niego zbyt szybko i złośliwie – to znak, że płakała. On dużo żartuje i mówi jeszcze więcej.
Co ma jej powiedzieć? Żeby nie płakała? Zaczyna jej emocjonalnie opowiadać o pięknie miasta, które widział podczas jazdy taksówką. Skaczą z tematu na temat, wahając się, czy mówić o tym co najistotniejsze. Po raz pierwszy odkąd są razem oddycha z ulgą, gdy kończą rozmowę.
Czy wiecie, jak łatwo dni zmieniają się w tygodnie, kiedy jesteś szczęśliwy lub kiedy jesteś nieszczęśliwy? A teraz minęło pół roku, odkąd nasz bohater opuścił swój dom. Czy to był dobry czas? Łatwy? Trzy różne prace, nocna bójka z pijanym współlokatorem, nowy hostel, ciężka grypa.
I ciągła, codzienna walka o to, żeby mieszkać na swoim.
Teraz, kiedy rozmawiają, żona zazwyczaj mówi wolno i bez emocji. To go trochę uspokaja. Tak jak wtedy, gdy był chory. Chciał, żeby była przy nim i nakarmiła go zupą. Tą samą, której nienawidził przez całe dzieciństwo, ale za którą teraz oddałby dziesięć lat życia. Tutaj kuchnia jest zupełnie inna, a jego obiady i kolacje składają się z półproduktów lub kanapek. Na stole talerz zupy, która teoretycznie jest ugotowana tak jak należy. Poszedł do restauracji, której szyld obiecywał "jedzenie jak u mamy". Ale chyba nie ma nawet co porównywać? Woda nie zupa. I ta pozornie mała rzecz znowu sprawiła, że czuje się nie na miejscu.
Kiedy indziej został okrzyczany przez pracownicę stacji kolejowej. Drobne pytanie, którego nie dosłyszała sprawiło, że podniosła głos i najzwyczajniej zaczęła na niego krzyczeć. Z zażenowania zaniemówił i nie mógł sobie przypomnieć żadnego słowa. Wyskoczył ze stacji jak oparzony i długo szedł. W głowie wirowały słowa, które powinny zostać wypowiedziane. Duma i poczucie godności uformowane w krótkie, celne i mocne frazy. Dlaczego więc stał przy kasie jak drugoklasista przyłapany na żenującej aferze czując, jak pocą mu się dłonie i krew napływa do policzków? Wyszedł bez słowa. Nie rozwiązując problemu. Z poczuciem, że nie jest tu mile widziany…
Jego żona nie wie o jego tęsknocie. Przynajmniej nie od niego. Nie ma powodu, by o tym mówił, to był jego wybór i nie może się cofnąć. Jego wybór to pozostanie tutaj i codzienne szukanie swojego miejsca pod słońcem. Tak jest lepiej, lepiej dla wszystkich. Chociaż on nic nie mówi, serce podpowiada jej, co się z nim dzieje. Policzył odległość między nimi w metrach, stopach, milach.Tylko, że od zmiany jednostki miary nie robi się bliżej. Jej głos w telefonie jest tak dźwięczny i przenikliwy, że boli go jeszcze bardziej. Stara się więc mniej z nią rozmawiać, tłumacząc się wiecznym zapracowaniem. Na początku była trochę urażona, ale teraz taka komunikacja stała się normą. Nieprzyjemną, ale normą.
Był też moment, kiedy po odejściu z kolejnej beznadziejnej pracy zrozumiał, że już dłużej nie wytrzyma. Odludek. Tak się czuł na co dzień. Spakował się, ogolił i pojechał na dworzec. Stojąc na peronie, chwytał małymi, częstymi oddechami powietrze unoszące się nad peronem. Powietrze pachnące olejem, żelazem i kawą, a wraz nim poczucie beznadziei i rozpaczy. Nie może się poddać.
A teraz czas na niespodziewany zwrot akcji: wyobraźcie sobie, że naszym bohaterem jest Piotrek i przyjechał do Anglii, żeby jego rodzina w Polsce niczego nie potrzebowała. Nie ma wojny w domu, nie ma represji politycznych, chce tylko jak najlepiej dla swojej rodziny. Tylko tyle i aż tyle.
Zamiast posłowia. Nasz bohater uporządkował swoje życie. Otrzymał pomoc, znaleźli się życzliwi ludzie. Ponieważ zawsze są jacyś życzliwi ludzie. Mówi teraz prawie w tym samym języku co miejscowi i jest szczęśliwy. Udało mu się zdobyć wysoko płatną pracę, wynająć mieszkanie w ładnej, spokojnej dzielnicy, mógł sprowadzić rodzinę. Co najważniejsze, potrafił znaleźć swoje miejsce w nowym kraju, wykorzystując swój potencjał i talent.
Migracja nie zawsze jest wyborem, często jest okolicznością. Powody mogą być różne: wojna w ojczyźnie, niezgoda na sytuację polityczną w kraju, chęć dania więcej swojej rodzinie. Migracja dość często bierze ludzi z zaskoczenia. Nie sposób się do niej przygotować i wyliczyć wszystkich problemów, jakie można napotkać. I nie ma znaczenia, jak ma na imię bohater tej opowieści: Piotrek, Ahmed czy Pasha, ani jaki powód mógł sprawić, że zaczął swoje życie od zera. Człowiek, który opuścił swoją ojczyznę, potrzebuje czasu i dobrych ludzi po drodze, by móc odetchnąć, dobrze się wyspać i zacząć iść dalej.
Artykuł powstał w ramach projektu “Uchodźcy mają glos!- wzmocnienie praw migrantów i migrantek”.
Projekt finansowany przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny
Jednocześnie, informujemy, że Państwa zgoda może zostać cofnięta w dowolnym momencie przez wysłanie wiadomości e-mail na adres emic@emic.com.pl.
Informujemy, że nie są Państwo profilowani. Państwa dane nie będą przekazywane do państwa trzeciego lub organizacji międzynarodowej.
Administratorem podanych danych osobowych jest Fundację EMIC, ul. Jagodowa 37, 87-100 Toruń. Kontakt z nami emic@emic.com.pl. Więcej informacji o przetwarzaniu twoich danych osobowych przez nas i twoich uprawnieniach znajdziesz na stronie Polityki prywatności.
Wszystkie pola są obowiązkowe.