Ostatecznie to wszystko doprowadziło mnie niemal do utraty głosu wokalnego, co było dla mnie ciosem nie do opisania. A śpiewałam głównie piosenki po rosyjsku, bo wychowałam się na muzyce rockowej lat 80-tych z ZSRR i do 2021 roku nie miałam z tym problemów. Ludzie chętnie słuchali, rzucali pieniądze, chwalili, pytali, czy jestem z Ukrainy, próbowali rozmawiać po rosyjsku. Bardzo wzruszające było, kiedy jeden Polak razem ze mną zaśpiewał po rosyjsku piosenkę ukraińskiego duetu reggae'owego 5'nizza, znał tekst na pamięć.
W 2021 roku podszedł do mnie pan i powiedział dosłownie: "Nie wolno śpiewać w języku wroga". Przeżyłam szok. Przecież to jest mój język. Nigdy nie myślałam o nim jak o języku wroga, bo to jest język moich rodziców, przyjaciół, mojej poezji, miłości, mojej córki.
Niestety, od rosyjskiej inwazji na Ukrainę język mojej miłości stał się językiem znienawidzonym. Rozumiem powody, ale rozumienie nie zmniejsza bólu. Kiedy na slamie poetyckim w Od Nowie usłyszawszy moją rozmowę z córką pan zza sąsiedniego stolika zwraca nam uwagę, że w Polsce trzeba mówić po polsku. Kiedy w Dworze Artusa po głównej próbie przed koncertem charytatywnym na rzecz Ukrainy, na której (próbie, nie koncercie) zaśpiewałam te same piosenki raz po polsku (bo przetłumaczyłam je z rosyjskiego), a raz w oryginale (bo łatwiej mi się w nim rozśpiewać), organizator podszedł do mnie, by upewnić się, że na koncercie będzie po polsku, jak się umawialiśmy, tłumacząc swą nadgorliwość tym, że inne ukraińskie artystki "najeżyły się".
I to jest najboleśniejsze, że przez agresję Rosji Ukraińcy mówiący po rosyjsku mogą być postrzegani wrogo przez Ukraińców mówiących po ukraińsku. Mimo, że tak samo ubolewają nad tą wojną, tak samo tracą rodziny.
Temat jest trudny, kontrowersyjny i bolesny dla każdej ze stron. Mimo to należy go poruszać publicznie ze wzajemnym szacunkiem, w możliwie bezpiecznej formie i pielęgnując w sobie myśl o tym, że naszym celem nie jest kłótnia i wojna, tylko porozumienie się i pokój.
Zacznijmy więc od podstaw. Czym w ogóle jest język?
Jak podaje Słownik Języka Polskiego, "język" to "system znaków obejmujący gramatykę i słownictwo, służący porozumiewaniu się". Pozwolę sobie skrócić definicję do "znaki do porozumiewania się". Aczkolwiek jeszcze ze studiów pamiętam genialną tezę, którą w 1862 roku wypowiedział językoznawca ukraiński i rosyjski Aleksandr Potiebnia: "nikt nie rozumie słów dokładnie tak samo jak inna osoba, każde porozumienie jest jednocześnie nieporozumieniem". W sumie to nie był w tym aż tak oryginalny, gdyż 30 lat wcześniej podobnie wyraził się niemiecki językoznawca, a także filozof, mąż stanu oraz dyplomata Wilhelm von Humboldt: "Nikt nie bierze słów dokładnie w tym samym znaczeniu. Dlatego wzajemne zrozumienie między rozmawiającymi jednocześnie jest nieporozumieniem, a zgoda w myślach i uczuciach jest jednocześnie niezgodą".
Trudno jest mi się z tym nie zgodzić, szczególnie kiedy przypominam sobie niedawne próby porozumienia się z dawnymi (żeby nie powiedzieć "byłymi") przyjaciółmi z Moskwy. Niby mówimy w tym samym języku, ale każde z nas rozumie inaczej niemal każde słowo, nawet tak wydawało by się jednoznaczne jak “wojna”.
We współczesnej filologii zakorzeniło się pojęcie "mowa nienawiści". Według Rady Europy: "Mowa nienawiści obejmuje wszelkie formy wypowiedzi, które szerzą, propagują czy usprawiedliwiają nienawiść rasową, ksenofobię, antysemityzm oraz inne formy nienawiści bazujące na nietolerancji m.in.: nietolerancję wyrażającą się w agresywnym nacjonalizmie i etnocentryzmie, dyskryminację i wrogość wobec mniejszości, imigrantów i ludzi o imigranckim pochodzeniu".
Dla mnie to właśnie mowa nienawiści jest prawdziwym językiem wroga, bo jest to język osoby o wrogim nastawieniu, niezależnie od tego, jakim narodowym językiem się ta osoba posługuje. Przeciwieństwem mowy nienawiści jest dla mnie mowa miłości. Niestety, takiego terminu językoznawstwo jeszcze nie wprowadziło w obieg. Wierzę jednak, że w końcu się to wydarzy. Niezależnie od narodowego języka będzie to każda wypowiedź, która szerzy, propaguje i afirmuje tolerancję wobec inności oraz wysiłek skierowany ku wzajemnemu porozumieniu się i szacunkowi, niezależnie od rasy, narodowości, miejsca pochodzenia i zamieszkania oraz używanego języka.
Żeby zainspirować filologów, przytaczam opowieści kilku znajomych imigrantów z różnych krajów, którzy obecnie mieszkają w Toruniu, a których językiem rodzimym, nauczonym przez rodziców, został rosyjski. Rozmawiałam z nimi najserdeczniej, zachęcając do wypowiedzenia szczerej opinii, nawet jeśli jest odmienna od mojej. .
Roksana z Kamieńskiego, Ukraina. Przed wojną pracowała w firmie inżynieryjnej. Fascynuje się coachingiem. W Toruniu razem z przyjaciółką założyła firmę "Good Mood", w której zatrudniła inne Ukrainki, które tak samo przyjechały tu z dziećmi po wybuchu wojny.
„Całe życie mówiłam po rosyjsku. Co się zmieniło od 24 lutego? Przestałam pisać wiersze. W ogóle. Ukraińskiego tak dobrze nie czuję, pisanie ze słownikiem w ręku to nie to, nie ma takiej płynności, kiedy słowa same rodzą się w tobie. A po rosyjsku... niby nikt mi nie zabrania, ale mam taką blokadę wewnętrzną, nie mogę, sama sobie zabieram ten wybór...
Z niektórymi przyjaciółmi z Ukrainy też nie mogę rozmawiać po rosyjsku. Mam przyjaciela, bardzo dawnego i bliskiego, który też przez całe życie był rosyjskojęzyczny, ale od 24 lutego przeszedł kompletnie na ukraiński. A ja, wiedząc co on przeszedł tam, nie mogę sobie pozwolić zagadać go nagle po rosyjsku, po prostu z szacunku do tego, co przeżył. I nawet nie wiem, jak by zareagował, gdybym powiedziała do niego w tym języku.
Tam u nich, którzy bezpośrednio przeżyli te wszystkie masakry, kiedy umierały im dzieci, im czy znajomym, jak wyciągali te ciała ze zburzonych domów... to wszystko bardzo mocno u nich spoiło się z językiem i nie da się teraz tego naprawić szybko. I choć ja wiem, że wobec mnie jako rodzimej użytkowniczki języka rosyjskiego, jest to niesprawiedliwe, to wiem też, że im nie da się tego wytłumaczyć. I co w ogóle tłumaczyć? Oni mają swoją rację.
Znajomi opowiadali też takie historie. Podczas ewakuacji tych, którzy ocalali pod zrujnowanymi budynkami, Ukraińcy chodzili i pytali: "Jest kto żywy?" I ktoś krzyczał po rosyjsku: "Tak, jesteśmy tu, pomocy!" A kiedy podeszli tam, to okazało się, że to rosyjscy wojskowi i strzelali do Ukraińców. I po tych wypadkach ludzie zrozumieli, że w warunkach wojny język może być znakiem odróżnienia swoich od wrogów. I teraz tam tak to działa. Mówią po ukraińsku – po prostu dla bezpieczeństwa, żeby każdy wiedział, kto jest kto.
Ja nie przestałam mówić po rosyjsku, bo wyjechałam z Ukrainy na początku wojny wiosną 2022. Mówię w tym języku w domu, z rodziną, przyjaciółkami, które też mówią po rosyjsku, czytam książki, oglądam filmy, słucham muzyki. Ale z nieznajomymi Ukraińcami wolę zacząć rozmowę po ukraińsku, bo nie wiem, jakie mają przeżycia i nie chcę ich urazić. Poza tym nawet w domu już próbuję mówić po ukraińsku. Obie moje córki przeszły na język ukraiński, uczę się go razem z nimi i mam do siebie żal, że nie mogę tak łatwo na niego przejść. Mam żal do władz, które zabrały mi mój ukraiński w dzieciństwie, zamieniwszy go na rosyjski. Były czasy w historii, kiedy za ukraiński więziono.
Tak, teraz nie czuję się komfortowo. Język za wiele znaczy w kulturze jako kod. Dlatego czuję się zakładnikiem sytuacji. I bardzo boli mnie wojna. Na pewno nie walczyłabym o przywrócenie językowi rosyjskiemu statusu drugiego państwowego w Ukrainie. Tak, wciąż mówię po rosyjsku z tymi, którzy mówią po rosyjsku, ale równolegle uczę się polskiego i ukraińskiego. Szanuję Twój wybór by pozostać przy języku rosyjskim, skoro jest Twoim pierwszym, rodzinnym, i walczysz o prawo mówienia w nim. Ale sama za niego nie będę walczyć. Mam nadzieję, że to nie wpłynie na naszą relację."
Hleb, Białoruś. Przyjechał do Polski w 2017 roku, otrzymał tu wykształcenie wyższe na kierunku "Stosunki międzynarodowe".
"Moi rodzice mówili tylko po rosyjsku. Ja do 20 roku życia też. Wtedy, będąc już świadomym, przeszedłem na język białoruski, żeby wesprzeć ojczystą kulturę i sprzeciwiać się dyskryminacji języka białoruskiego w białoruskim społeczeństwie.
Formalnie w Białorusi są dwa języki urzędowe: białoruski i rosyjski. Ale faktycznie w urzędach, na uczelniach wszystko jest po rosyjsku, na ulicy bardzo rzadko jeszcze można usłyszeć białoruski.
Sam staram się nikogo nie dyskryminować przez język. Ważna jest intencja człowieka, ważne, by nie używał mowy nienawiści. Niedawno spotkałem na imprezie Persa z Iranu, rozmawialiśmy po angielsku. Opowiadał, że tu on dla wszystkich jest "cyganem" i "ciapatym". I to jest przykład mowy nienawiści. Z Białorusinami i Ukraińcami zawsze zaczynam rozmowę po białorusku. Jeśli nie rozumieją, wtedy mogę przejść na rosyjski, bo ważna jest komunikacja, a nie głupi strajk rosyjskojęzycznych osób.
Czytam po rosyjsku książki, słucham muzyki. Ale jeśli jest tłumaczenie na język białoruski, zawsze kupię przetłumaczoną wersję. Mój białoruski to moja pozycja obywatelska, mój powrót do korzeni, akt sprzeciwu zniszczeniu białoruskiej kultury, która jest realnie zagrożona zniknięciem. W Białorusi tylko około 5% ludności mówi po białorusku. W szkołach, kiedy byłem uczniem, lekcje rosyjskiego były 3 razy w tygodniu, a białoruskiego 2 razy w tygodniu. Jeszcze w 1863 podczas powstania styczniowego na terytorium Białorusi rosyjski generał Murawjow powiedział, że ten naród nie da się zwyciężyć karabinem, a tylko za pomocą trzech środków: rosyjskich nauczycieli, rosyjskich popów i rosyjskich urzędników. I od tamtej pory ta polityka jest konsekwentnie prowadzona. Jest jeszcze jedna ciekawa historia. W XVIII i XIX wieku mówiono u nas, że katolicy to Polacy, a prawosławni to ruscy. A gdzie tu miejsce na Białorusinów?
No tak, posługujemy się angielskim jako językiem międzynarodowym właśnie dlatego, że Anglia też przez wieki prowadziła politykę imperialistyczną. Ale Anglia już wycofała się z imperializmu, przynajmniej z tego osiemnastowiecznego, z bronią w ręku. A Rosja wciąż go praktykuje, i język rosyjski to obecnie też jej broń. Przykładowo w Mariupolu rosyjscy okupanci przede wszystkim od razu publicznie spalili podręczniki w języku ukraińskim, a także pozmieniali wszystkie nazwy w mieście na rosyjskojęzyczne.
Jak sytuacja językowa będzie wyglądała za 50 lat? Myślę, że dzięki takim osobom, jak ja, język białoruski będzie żył. Nauczę go swoje dzieci. A językami międzynarodowymi pozostaną angielski i hiszpański.
Od marca 2023 roku organizuję w Toruniu cykliczne kulturalno-językowe warsztaty "Mowa na nowo". Celem jest edukacja Białorusinów w zakresie białoruskiej kultury i języka, ale spotkania są otwarte dla wszystkich chętnych, niezależnie od narodowości. Sądzę, że wszyscy ludzie powinni mówić w swoim języku narodowym. A jeśli masz mieszaną narodowość, to po prostu wybierasz swoją tożsamość. Obywatele świata? Dla mnie to są ludzie, którzy nie znaleźli jeszcze odpowiedzi w swoim sercu.”
Oleg ze Lwowa, Ukraina. Przyjechał do Polski w 2020 roku. Z wykształcenia informatyk. Obecnie w Toruniu prowadzi zajęcia muzyczne dla dzieci.
"Moja rodzina mówiła tylko po rosyjsku i ja przez całe życie posługuję się tym językiem. Po ukraińsku rozumiem, piszę, tylko z mówieniem mam trudność. Mój dziadek pochodził spod granicy Polski i nie podobało mu się, że rozmawiam z nim po rosyjsku, był ukraińskojęzyczny, ale ze mną mówił po rosyjsku.
Po ukraińsku mówiłem tylko w szkole na lekcjach języka ukraińskiego. A cały proces nauki w szkole odbywał się po rosyjsku. Pod koniec lat 80-tych, kiedy rosyjskie wojska były wyprowadzane z Niemiec, wiele rodzin tych wojskowych zostało we Lwowie i przez jeden rok w szkole nie było lekcji języka ukraińskiego, bo przybyło dużo nowych dzieci, które w ogóle ukraińskiego nie znały. Do rozpadu ZSRR w całym Lwowie była tylko jedna ukraińskojęzyczna szkoła. To znaczy lekcje ukraińskiego były w każdej, ale żeby cała nauka była po ukraińsku, to tak było tylko w jednej. W latach 2000-nych sytuacja była już odwrotna, została tylko jedna rosyjskojęzyczna szkoła, a reszta to ukraińskojęzyczne. No i samo miasto do początku lat90-tych było rosyjskojęzyczne, a potem zaczęli aktywnie się zjeżdżać tu ludzie z pobliskich wsi, którzy mówili polsko-rosyjską mieszanką.
Moi rodzice do 24 lutego 2022 roku swobodnie mówili po rosyjsku. Po ukraińsku nie umieli nawet. Teraz muszą się uczyć, żeby mówić na ulicach, bo chyba jest jakieś agresywne nastawienie wobec mówienia po rosyjsku. Mama mówi, że słabo jej idzie z tym mówieniem po ukraińsku i bardzo się tym stresuje.
Ja osobiście będąc w Polsce nie napotkałem żadnych skutków zniechęcenia do języka rosyjskiego. Nie widziałem konfliktów ani pomiędzy rosyjsko- i ukraińskojęzycznymi Ukraińcami, ani pomiędzy Ukraińcami i Białorusinami – wszyscy spokojnie komunikują się po rosyjsku, rozumieją, że polityka to polityka, a ludzie to ludzie. W Ukrainie wszędzie są napisy po angielsku i nikogo to nie razi. To, że teraz rozwija się bujnie ukraiński język i kultura to jest plus, ale to, że odbiera się to prawo językowi rosyjskiemu, to minus. Niech sobie każdy mówi w jakim chce języku, choć by nawet we trzech językach, byleby traktować siebie nawzajem po ludzku.”
Anastasija z Moskwy, Rosja. Z wykształcenia etnografka. W Toruniu udziela korepetycji z języka polskiego i hiszpańskiego.
„Według moich obserwacji w Polsce niechęć do języka rosyjskiego nie jest nowością. Jeszcze w 1998 roku, kiedy mieszkałam tu z mamą, starałyśmy się z nią na ulicach po rosyjsku nie mówić, bo było ryzyko, że ktoś pijany rzuci się na ciebie z krzykiem "Ty rusek".
A w 2014 roku wyjechałam z Rosji już na zawsze i zabrałam ze sobą dzieci. Tak, to było związane z rosyjską agresją na Donbasie i w Krymie. Na dodatek na tle tej agresji odbyła się u nas Olimpiada – z wielką pompą i patriotycznym uderzaniem siebie kopytem w pierś. Dla mnie tego było już za dużo. Jeszcze w 2005 roku pisałam pracę naukową o nacjonalizmie w Rosji, wiedziałam, dokąd to wszystko zmierza.
Dzieci szybko nauczyły się polskiego i umówiłyśmy się z nimi, że po rosyjsku mówimy tylko w domu, a na ulicach – tylko po polsku, aby uniknąć pytań. Tak, wtedy miałam ogromny kłopot z tożsamością. Pytania "skąd jesteś" i "czy jesteś z Ukrainy?" wprost mnie zamrażały. Powiedziałam dzieciom, że mogą spokojnie odpowiadać w szkole, że są Polakami, bo przecież mają już polskie obywatelstwo. Ale syn odpowiedział: "No coś Ty, mamo, wszyscy wiedzą, że jestem Rosjaninem i mnie szanują". Bardzo się ucieszyłam, że nie ma z tym kłopotów wśród rówieśników.
Mój mąż przeprowadził się do Polski w kwietniu 2022 roku, wcześniej kontynuował pracę w Moskwie. Teraz pracuje w Sopocie i nie miał jeszcze żadnej niekomfortowej sytuacji w związku z językiem. Polskiego jeszcze się nie nauczył, a w pracy mówi albo po rosyjsku, albo po angielsku.
Od lat prowadzę korepetycje z języka polskiego, głównie dla Ukraińców. Teraz też. Od razu mówię, kim jestem, skąd pochodzę i że nie umiem mówić po ukraińsku, chociaż rozumiem, jak oni mówią. I to jest akceptowane, przecież nie mam wyboru, wychowałam się w jednym języku. Natomiast widziałam sytuacje, gdzie ukraińskojęzyczni Ukraińcy wszczynali konflikt z rosyjskojęzycznymi Ukraińcami, mówiąc: "Dlaczego mówisz w tym języku, zdrajco?!" Ale mi nie mogą tak powiedzieć, więc życzliwie komunikujemy się po rosyjsku.
Miałam bardzo pozytywne doświadczenie z jedną grupą Ukraińców, dla których robiłam niedawno intensywny kurs polskiego. Usłyszałam, jak mówią po paru tygodniach: "Fajnie, że nauczycielka jest nasza". Oni nawet zapomnieli przez ten czas o moim pochodzeniu, ważniejsze było, że mogliśmy porozumieć się w języku, który znają. Obserwuję też różnice w mniejszych miastach i w większych. Na przykład, widzę, że w województwie kujawsko-pomorskim jest bardziej wyraźna ukraińska społeczność, która kontaktuje się głównie ze sobą np. Ukraińcy z Ukraińcami. I rzeczywiście często miewają niechęć do języka rosyjskiego. Natomiast we Wrocławiu, Trójmieście zawsze było dużo języka rosyjskiego, w którym mówiła mieszana "wschodnia" społeczność, składająca się z Ukraińców, Białorusinów i Rosjan. I nikogo tam nie obchodzi, jaki masz paszport, ważniejsze jest to, że ma się ten wspólny język. To jest bardzo ciekawy temat z punktu widzenia etnografii.”
Julia, Białoruś. Przyjechała do Polski w roku 2016. Z wykształcenia socjolożka. Obecnie mieszka w dwóch miastach - w Toruniu z mężem, a w Warszawie robi magisterkę na Artes Liberales. W Białorusi była zaangażowana w ruchy społeczne i musiała opuścić swój kraj z powodów politycznych.
"Nie spotkałam się z jakąś wyraźną dyskryminacją języka rosyjskiego. Chociaż zdarzyło mi się usłyszeć na przystanku autobusowym, kiedy rozmawiałam przez telefon z rodziną po rosyjsku, że mam opuścić Polskę i wyjechać "na swoją Ukrainę". Dla mnie to jest mega dziwne. Bo co? Wszyscy, którzy w Polsce mówią po rosyjsku, to Ukraińcy? Ale takie sytuacje były rzadkie. Mimo to mam (i ostatnio to się nasiliło) autocenzurę co do mówienia po rosyjsku w Polsce, ponieważ obecnie mój kraj pomaga Rosji atakować Ukrainę, a ja tego nie popieram. Choć jestem z Białorusi, która na ogół jest bardzo bliska Rosji, i mi jest bliska rosyjska kultura, i język rosyjski jest moim językiem ojczystym. Można powiedzieć, że mój fundament pękł przez to, że zaczęła się ta wojna – najpierw w 2014 roku, potem w 2022.
Moja autopercepcja od 24 lutego 2022 roku zawaliła się. To jest mega ciężkie. Nienawidzić siebie, ponieważ świat nienawidzi tego, co jest ze mną bardzo związane, świat nienawidzi kultury, w której zostałam wychowana. Zupełnie nie popieram działań rządu rosyjskiego, ani białoruskiego, wręcz przeciwnie. Ale kultura, mowa – to znaczy dla mnie dużo, to jestem ja, ja zostałam w tym wychowana, i całe to moje wychowanie teraz… Co ja mam z nim zrobić? Na pewno jakoś przemyśleć... Ogólnie już sobie radzę z tym, ale nienawidziłam po prostu, nie mogłam zrozumieć... To było jak nienawiść do samej podstawy podstaw siebie, swojego fundamentu... na mnie to źle wpłynęło i musiałam się postarać, by jakoś się odbudować.”
Zauważyłam tendencję do unieważnienia języka rosyjskiego, usuwania go z przestrzeni publicznej na rzecz języka ukraińskiego. Nie mam nic przeciwko językowi ukraińskiemu, dobrze że jest, fajnie, że możemy czytać informacje w różnych językach. Ale rezygnować z jednego języka na rzecz drugiego? Tym bardziej że język rosyjski jest bardziej międzynarodowy, niż ukraiński, ludzi którzy rozmawiają po rosyjsku i którzy rozumieją rosyjski, jest o wiele więcej, niż rozmawiających po ukraińsku. Nie popieram tego wykluczenia. Niedawno w jednym z muzeów w Warszawie zauważyłam informację, że oprowadzenie jest dostępne w języku polskim, angielskim i ukraińskim. Super, że jest po ukraińsku, rozumiem go i mogę przeczytać. Ale uważam, że nie powinno się wykluczać jakiegokolwiek języka z przestrzeni publicznej. Niech każda lokalna instytucja czy firma podejmuje swoją własną decyzję w tej sprawie. Ale nie może być tak, żeby rząd kazał jakiś język wykluczyć. Całe szczęście, że jak na razie tak nie jest.
Na całym świecie w języku rosyjskim mówi 258,2 mln osób[1]. Spośród nich tylko około połowę stanowią mieszkańcy Rosji. Jeśli usłyszycie zdanie, że rosyjski to język okupantów, to pomyślcie przez chwilę o ponad stu milionach innych ludzi na całym świecie, którzy wychowali się również w tym języku, ale w innych wartościach, które pozwoliły im nie zostać okupantami[2].
Autorka - Anastasiia Pugachova, artystka z Ukrainy, działająca w Polsce pod imieniem Anastazja z Mariupola. Poetka, piosenkarka, tłumaczka, wokalistka, kreatorka projektu “Coj po polsku”, upowszechniającego twórczość Wiktora Coja i KINO - nowofalowego zespołu rockowego ze Wschodu. Z wykształcenia filolożka. W Toruniu od 2015 roku.
Artykuł powstał w ramach projektu “Uchodźcy mają glos!- wzmocnienie praw migrantów i migrantek”. Projekt finansowany przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny.
[1] Źródło: https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%A0%D1%83%D1%81%D1%81%D0%BA%D0%B8%D0%B9_%D1%8F%D0%B7%D1%8B%D0%BA dostęp internetowy: 07.07.2023
[2] Źródło: https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%A0%D1%83%D1%81%D1%81%D0%BA%D0%B8%D0%B9_%D1%8F%D0%B7%D1%8B%D0%BA_%D0%B2_%D0%BC%D0%B8%D1%80%D0%B5, dostęp internetowy: 07.07.2023
Jednocześnie, informujemy, że Państwa zgoda może zostać cofnięta w dowolnym momencie przez wysłanie wiadomości e-mail na adres emic@emic.com.pl.
Informujemy, że nie są Państwo profilowani. Państwa dane nie będą przekazywane do państwa trzeciego lub organizacji międzynarodowej.
Administratorem podanych danych osobowych jest Fundację EMIC, ul. Jagodowa 37, 87-100 Toruń. Kontakt z nami emic@emic.com.pl. Więcej informacji o przetwarzaniu twoich danych osobowych przez nas i twoich uprawnieniach znajdziesz na stronie Polityki prywatności.
Wszystkie pola są obowiązkowe.